czwartek, 18 lipca 2013

Jak wygrać - i zrobić trzy obiady z jednego

Nie aspiruję do bycia mistrzynią kuchni.
Większość rzeczy, które jem na co dzień charakteryzuje się łatwością i szybkością przygotowania i relatywną łatwością zdobycia składników. Jednak od kiedy kuchni w kuchni mogę rządzić się sama zauważyłam, że spędzam tam dużo więcej czasu niż do tej pory, i coraz częściej próbuję kombinować z tym co jest mi dobrze znane. W ten oto sposób zamiast jeść trzy dni z rzędu to samo, z czego kiedyś niezmiernie bym się cieszyła (bo robota jednorazowa, a trzy dni mam spokój) postanowiłam urozmaicić sobie te trzy kolejne obiady.
Każdy kto gotuje dla jednej osoby wie, że nie da się ugotować jednej porcji i zawsze coś zostaje, bo nawet pojedyncza pierś z kurczaka to za dużo jak na jeden obiad. Co więc zrobić z tym co zostaje? Oto moja historia...

Bazą moich "wariacji" (w cudzysłowie, bo szaleństwa nie ma w tym ani trochę) jest najprostszy sos pomidorowy typu "meksykański". Składa się ze zmielonej piersi z kurczaka, czosnku, sosu pomidorowego z kartonika, fasolki czerwonej, kukurydzy i dużych ilości papryki słodkiej i ostrej. Byłaby też papryka świeża, ale jak się okazuje, nawet z listą zakupów potrafię o czymś zapomnieć.

Dnia pierwszego sos zjadłam najklasyczniej, z makaronem. Razowym, bo taka jestem zdrowa.

Dnia drugiego, postanowiłam porzucić klasykę i ugotowałam do sosu ziemniaki. Rzadko widuję potrawy w których łączy się ziemniaki i pomidory (może mało widziałam), a pamiętałam to mgliście jako całkiem niezłe połączenie, które u nas w domu na stole pojawiało się zazwyczaj jako sposób na utylizację resztek obiadu z poprzedniego dnia. Tak więc podążyłam za rodzinną tradycją, i okazało się, że nasze polskie przaśne pyry pasują do sosu pomidorowego wcale nieźle.

Dnia trzeciego natomiast w planach nie miałam dalszych urozmaiceń, ale potem wpadłam na przepis na blogu Czarownicy Agaty i przepadłam. No i musiałam, musiałam zjeść pizzę. A skoro sos już mam...

Przyznać muszę, że ciasto w wyżej wspomnianego przepisu wyszło idealne. Zrobiłam z połowy porcji, co dało mi małą pizzę idealną dla dwóch średnio głodnych osób albo jednej bardzo głodnej. Bardzo. Dorzuciłam salami, bo akurat miałam, i ser, bo ser.

I tak skończyła się historia jednego sosu. A szkoda, bo gdyby zostało mi go jeszcze trochę, jutro zawinęłabym go w tortillę.

1 komentarz: